ROZDZIAŁ 1
Pretensje do świata
Kansas 1999
Liz
przycisnęła czoło do szyby w okienku odrzutowca, wypatrując, jak słońce
zaczyna podskubywać czarną krawędź oceanu. Niekończąca się, bezsenna noc w
przytłumionym huku odrzutowych silników. Samolot łagodnie przechylił się
na prawo, horyzont się nakłonił na lewo, wrażenie było niesamowite.
Wolałaby już powrócić do tej nudy niekończącego się lotu, zamiast
przechyłów i zapadania się w coś niewiadomego, coś dziwnego, coś
ryzykownego. Kiedy wszystko to się zaczynało, kiedy osiemnaście miesięcy
temu przeczytała w amerykańskim News & World Report ów pierwszy,
dręczący akapit o Irenie Sendler, któż oprócz jakiejś wariatki mógłby
sobie wyobrazić, że Liz Cambers będzie siedziała przy tym oknie, w tym
odrzutowcu 747, lecąc za ocean, do Europy, do Polski?
W wieku czternastu lat na pewno nie zgłosiłaby się do czegoś tak
niewyobrażalnego jak ten nadprogramowy projekt na Dzień Historii
Narodowej, dzisiaj nagle tak rzeczywisty i znaczący jak ten przechylony za
oknem wschód słońca.
Dziadkowie, nauczyciele, przyjaciele i krewni nie kryli swego zdziwienia,
nikt jednak nie był tak oszołomiony jak sama Liz. Tak samo nie do pojęcia
było, ażeby Liz wybrała się w podróż ze swoją koleżanką z klasy, Megan
Stewart, obydwie tak różne od siebie jak światło księżyca i słońca,
wspólną mając tylko datę promocji. Ciemna głowa Megan, schylona we śnie po
drugiej stronie przejścia, kryła twarz w gęstwie rozczochranych włosów.
Liz nie miała wątpliwości, że gdyby mogła wyprzedzić czas i przeczytać w
szkolnym roczniku tekst informacyjny pod zdjęciem Megan, z jej pewną
siebie twarzą niby księżyc, zobaczyłaby tam długi wykaz osiągnięć, klubów
i wyróżnień, zakończony formułą: „Celująca w roczniku 2003. Zapowiedź
dalszych sukcesów.” A pod nieśmiałym uśmiechem samej Liz w tymże roczniku?
Typowa lecz niezbyt obiecująca formułka dla przegranych: „Powodzenia!”
Odwracając się znów do okienka, Liz przeciągnęła sobie palcami po
krótkich, jasnych włosach i mimo woli przyszło jej na myśl to świeże w jej
słowniku, dokuczliwe określenie: dziedzictwo. Była zaskoczona
odkryciem, że jakieś słowo może się okazać tak ważkie.
Dziedzictwo. Ich wykładowca od nauki o społeczeństwie i konsultant
od Dnia Historii Narodowej, pan Conard, oznajmił, że w ich ręku spoczywa
dziedzictwo Ireny Sendler. To, co rozpoczęło się półtora roku temu jako
zwykły projekt na DHN, czyli Dzień Historii Narodowej, nabrało własnego
życia jako Projekt o Irenie Sendler. Zaprezentowały Życie w
słoiku w programach na Dzień Historii Stanu (w Abilene, Kansas) i
Dzień Historii Narodowej (w College Park, Maryland). Jednakże na tym się
nie skończyło, jak w innych projektach na DHN. Już zdążyły wykonać
Życie w słoiku dla Żydowskiej Fundacji dla Sprawiedliwych w New York
City, dla Zarządu Szkolnictwa w Kansas oraz dla kilku synagog w Kansas
City.
Życie w słoiku – prosta, ktoś by rzekł: naiwna sztuka – ukazywało
Irenę Sendler, jak puka do różnych drzwi żydowskich, prosząc matki w
warszawskim Getcie, żeby oddały swoje niemowlęta i trochę starsze dzieci,
by je ocalić. Dla Liz odkrywanie zapomnianych dziejów Ireny Sendler stało
się czymś fascynującym, ciekawym i strasznym, czymś okropnym, od czego już
nie mogła odwrócić oczu. Matki oddające swe dzieci.
Copyright © for the Polish edition by A.M.F. Plus Group Sp. z o.o. 2013
Copyright © for the
Polish translation by Robert Stiller 2013
( 1 | 2
| ...
następna strona>>)
|