Rozdział 1 Krótki zimowy dzień dawno już dobiegł końca, gdy samochód wiozący brytyjskiego premiera podjechał pod neogotycką bryłę pałacu Woroncowów. Kręta droga przez góry wyczerpała Churchilla fizycznie, a widok wszechobecnych spustoszeń jeszcze go przygnębił, więc wkraczając do przeznaczonego dlań apartamentu, stary mąż stanu był w bardzo złym humorze.
Dodatkowo
zirytowała go informacja, że Sarah przydzielono pokój w innej części domu. Osunął się na okropny wielki fotel i zapalił cygaro. Westchnął i wydawało się, że wraz z tym westchnieniem ulatuje z niego resztka energii. Opuścił ramiona, zapadł się w sobie. – Co my tu, do diabła, robimy? – Ratujemy świat. Przynajmniej tak mi pan powiedział w Chequers – odpowiedział Sawyers, szperając wszędzie w poszukiwaniu popielniczki. Gdy w końcu znalazł ciężkie kryształowe naczynie, stwierdził ze zdumieniem, że widnieje na nim carski herb Romanowów. – Ratujemy świat? – parsknął Churchill. – Ale się nam nie udaje. Nawet gdybyśmy mogli, nie mamy czasu. Nie mamy czasu. – Popiół spadł mu na marynarkę, ale nie zwrócił na to uwagi. – Prezydent oznajmił, że zostanie tu tylko pięć, najwyżej sześć dni. Sześć dni! Podczas gdy my walczymy o życie od blisko sześciu lat. – W jego słowach pobrzmiewała gorycz. – Sześć marnych dni! Nawet Najwyższy potrzebował siedmiu.
– A pan
potrzebuje kąpieli – odrzekł Sawyers.
Coś w
wyrazie niebieskich oczu kamerdynera i jego zaciśniętych ust sprawiło, że
Churchill przestał protestować. Sawyers odkręcał już kurki, puszczając
kaskadę wody do żeliwnej wanny, i kiwał na swego pana. Premier ciężko
podniósł się z fotela. |