Rozdział pierwszy

 

Daleko, daleko stąd

GOŁĄB NIE BYŁ Z TYCH, co siedzą i usychają z tęsknoty, więc dzień po tym, jak ujrzał piękną Anielicę Hetmańską na Starej Łysicy, poszedł porozmawiać z jej ojcem.

Wieś Gołębia leżała dwa wzgórza i trzy doliny dalej. Anielicę spotkał dzięki zrządzeniu Opatrzności albo – jak powiedzieliby niektórzy, gdy komuniści rozpoczęli swoje niepewne próby sekularyzacji – szczęśliwemu zbiegowi okoliczności.

Akurat zamierzał odwiedzić starszego brata Jakuba, który latem mieszkał na hali i zajmował się owcami Hetmańskich; ona zaś wypełniała zrządzenie losu – oraz polecenie ojca – przynosząc na halę butelkę ze specjalnym naparem z ziół, wspomagającym płodność owiec. Rzecz jasna, spotkanie panny i kawalera sam na sam – i to w dodatku w sprawie prokreacji – zazwyczaj uważano by za verboten albo nielzia, czy też jak to mówiono po polsku, zanim najpierw naziści, a potem Sowieci wyczyścili język i zawłaszczyli wszystkie słowa oznaczające zakazy. Jednak brat Gołębia, Jakub, był człowiekiem łagodnym i nieco opóźnionym w rozwoju, więc Anielica bardziej ryzykowała, że skręci sobie nogę podczas wędrówki na halę, niż że Jakub okaże się niebezpieczny.

Gołąb wspinał się po zboczu akurat w porze, gdy słońce zaczynało zachodzić. Zauważywszy brata, rozmawiającego z dziewczyną przed starą kolibą, zatrzymał się w cieniu i schował za drzewem. Wiatr wiał od niego ku- nim, nie słyszał więc, o czym rozmawiają, widział jednak, że Jakub coś opowiada, wybałuszając oczy. Gołąb, przyzwyczajony do sposobu mówienia brata, uświadamiał sobie, że jest w tym coś niezwykłego, tylko wtedy, gdy obserwował go rozmawiającego z obcymi. Jakub bowiem mówił, zaciskając szczęki, rozsuwając wargi i wydymając je wokół zębów, to zaś dawało w sumie niski, buczący, monotonny dźwięk – tym bardziej że nie robił przerw w wypowiadanych myślach. Gdy natrafiał na słowo, które chciał podkreślić, wybałuszał jedynie oczy – a potem gałki oczne szybko się cofały.Trochę to przypominało niedokładnie nastawione radio, nie na częstotliwość stacji, tylko zbliżoną. Początkowo drażniło, ale po pierwszych dwudziestu latach dawało się z łatwością ignorować.

Ci, którzy nie przywykli rozmawiać z Jakubem, zazwyczaj odchylali się wówczas nieco do tyłu, wysuwając jedną nogę w bok i czyhając na przerwę w monologu. Ponieważ jednak przerwa nigdy nie nadchodziła, w końcu wdzierali się w któreś zdanie i przecinali je szybkim pożegnaniem, a potem natychmiast uciekali. Ale dziewczyna wcale się tak nie zachowywała. Co więcej, wydawało się, że się pochyla ku Jakubowi; wsłuchana w jego słowa, z rozchylonymi ustami, kiwała głową, oczekując, co powie za chwilę, i robiąc wrażenie osoby zainteresowanej i zadowolonej.

     (  1   |   2   | ... następna strona>>)